Trening og.Obelix
Koń Obelix >
Jeździec Siwusek (mianowicie ja)
Trener Jeździmy puki co bez trenera... zapraszam do kontaktu osoby chętne na stanowisko trenera.
Miejsce maneż otwarty z ustawionymi przeszkodami na terenie stajni WSK Equus Albus
Piękny letni ciepły poranek, po wejściu do stajni powitało mnie wesołe rżenie moich jak na razie dwóch rumaków. To bardzo doświadczone konie Obelix, wspaniały skoczek i *Anakin > senior ujeżdżeniowiec. Uważam, że są to wspaniałe zwierzęta do zasadzenia stajni sportowej i rozpoczęcia konkretnej kariery sportowej, o której co tu dużo kryć od dawna marzyłam. Zajrzałam przez kraty do moich rumaków, tak, mają 4 nogi, całe szczęście przez noc nic im się nie przydarzyło. Klucze do siodlarni zabrzęczały kiedy zamaszystym ruchem wyjmowałam je z kieszeni, zachrobotały w zamku drzwi i znalazłam się w moim ulubionym zakątku stajni, zwłaszcza podczas leniwych jesiennych wieczorów, kiedy wilgotne chłodne powietrze napływało do stajni a porywisty wiatr nie daje nawet zdjąć z głowy kasku, bezlitośnie psując każdą nawet najmisterniej układaną fryzurę. Subtelny zapach wypastowanej skóry wyczuwalny w siodlarni delikatnie pobudzał mój węch. Równomiernie porozmieszczany rząd stojaków na siodła sprawiał wrażenie uporządkowania, faktycznie była to bardzo przemyślnie zagospodarowana przestrzeń. Pomieszczenie było na tyle duże że swobodnie mieścił się w niej cały sprzęt potrzebny dla dużej ilości koni, i znalazło się nawet miejsce dla rozkładanej kanapy w granatowo-kremowe paski. Sterta świeżo wypranych czapraków ledwo mieściła się na jednej z półek. Wyciągnęłam z niej jasnobrązowy z naszytym małym rysunkowym konikiem. Lubiłam go, nie był może idealnie dopasowany do maści, nie zwracałam na to większej uwagi, z modą już od dawna byłam na bakier, sama niemal codziennie chodziłam w ulubionych najwygodniejszym bryczesach. Uniosłam siodło na stojaku i włożyłam pod nie czaprak i puchatą podkładkę, ogłowie przewiesiłam przez ramię, otworzyłam drzwi na oścież i wytarmosiłam stojak z siodlarni, rozstawiłam go koło stanowiska, ogłowie odwiesiłam na sam stojak i wróciłam do siodlarni po skrzynkę ze szczotkami i kantar.
-Hej mała gniada żabo.- krata boksu brzęknęła przy otwieraniu, a Obelix podniósł z zainteresowaniem głowę do góry.
Obelix od kiedy go kupiłam zawsze mnie zaskakiwał, polubił mnie, co skutkowało coraz lepszymi treningami, a dziś sam włożył głowę w kantar i prawie wybiegł z boksu do stanowiska. Kucnęłam do odwinięcie owijek które zawijam mu codziennie na noc po wieczornych wcierkach, konisko ma już swoje lata, wymaga wzmożonej troski o nogi. Odwinięte! Teraz szybkie czyszczenie, nie lubiłam babrać się w czesanie i godzinę głaskania przy czyszczeniu, zawsze gdzieś się spieszyłam. Chciałam jak najszybciej wsiąść. Obelix sam podał mi kopyta.
-Cóż z Ciebie za dżentelmen dziś, Grubasku.
Koń czysty. Zamachnęłam się i wrzuciłam mu siodło na plecy, Obelix nie jest gigantem ma tylko 175, ale z racji moich gabarytów (idealnie nadawałabym się na dżokeja, możne kiedyś pomyślę o szkoleniu w tym kierunku). Dopięłam popręg, i ponownie "do parteru"- założyć ochraniacze. Przy każdym treningu niezmiernie cieszyłam się z ich zakupu, były na kołeczki, przez co zakładały i zdejmowały się błyskawicznie, kaloszki i ogłowie. Koń gotowy, sprawnie założyłam kask, ostrogi, podniosłam z ziemi mój bat ujeżdżeniowy, odpięłam konia ze stanowiska i podstawiłam sobie schodki. Wsiadłam i właśnie wyjeżdżałam ze stanowiska, kiedy na korytarzu z workiem musli pojawił się John, stajenny. Był miłym młodym mężczyzną ciemny blondyn o krótkich włosach, zawsze chodził w jasnych dżinsach i koszulach, dziś miał na sobie jasny podkoszulek i czerwono-czarną koszule w kratę. Na pierwszy rzut oka można było powiedzieć- to właśnie jest stajenny.
-Witaj, John masz tu dużo pracy, miałabym do Ciebie prośbę, za jakieś 20 minut przyjdziesz na maneż, popodnosić mi przeszkody.
-Witam, oczywiście, dziś skoki- uśmiechnął się do mnie- z chęcią przyjdę, nawet po to, żeby na was popatrzeć.
Wyjechałam na maneż i dałam Obelixowi luźną wodzę, koń wyciągnął szyję w dół sprężyście i obszernie stępująć, przejechałam tak dookoła, po czym wykręciłam dwa bardzo duże koła. Kolejne dwa były już nieco mniejsze, podczas których zbierałam powoli Obelixa na kontakt, bardzo się starał, podkraczając głęboko zadnimi nogami. Ten koń jest cudowny, od samego początku jazdy jest stu procentowo skupiony na tym co robi i czego od niego wymagam. Kilka kroków ustępowania w obie strony, dosłownie ze dwa albo trzy. Jeszcze kilka wolt, zmiany kierunku przez półwolty, serpentyna i wężyk przez połowy maneżu i zakłusowanie. W kłucie wolty, koła, ww wężyk i serpentyna.Wjechałam pomiędzy rozstawiony szereg gimnastyczny wykorzystując go w charakterze słupków do slalomu. Przejechałam na drugą część placu i zaczęłam robić sporą ósemkę w kłusie, Obelix wspaniale się przy tym ćwiczeniu rozluźnił. Wjechałam na ścianę i zajęłam się dodaniami i skróceniami w kłusie, sama nie zauważyłam kiedy przyszedł John.
-Siwus ustawić Ci drągi na kłus?- krzyknął w moim kierunku stojąc przy pierwszej przeszkodzie potrójnego szeregu gimnastycznego.
-Tak, z wielką chęcią!
Blondyn zdjął drągi z kłódek i ustawił swojaki w odpowiedniej odległości, tak żeby za chwilę mogły posłużyć jako podwyższenie dla drągów. Kilka dni temu John postanowił zbić mi specjalne krzyżaczki do drągów, ale leżały jeszcze czekając aż je pomaluję, co ja bym biedna zrobiła w taj stajni bez złotej rączki.
Przejechałam kilkukrotnie drągi ułożonych na ziemi po ósemce, a następnie podniesione drągi. Nogi się poruszały w górę, można zaczynać skakać. John ustawił mi kopertkę, Obelix dwa tygodnie nie skakał, wyrwał na te malutką kopertkę jak oszkołom. Skoczyłam raz, drugi i koń się uspokoił. Kopertkę John podniósł do stacjonaty, a ta stacjonata została jeszcze po kilku ładnych, mocnych, okrągłych i wymierzonych skokach podniesiona jeszcze o 20cm do góry. Znowu dałam Obelixowi luźną wodzę, chwila odpoczynku, przy okazji tego, że John konstruował od nowa szereg gimnastyczny, do tych trzech przeszkód doniósł jeszcze 8 stojaków na kolejne 3 przeszkody. John uwijał się jak szybko, aż byłam pod wrażeniem. W stępie na kontakt, do kłusa i zagalopowanie, wolta, dokładnie wyjechany narożnik i najazd na szereg gimnastyczny z 6 kopert (ostatnią przeszkodą był okser z kopert). Ładne, mocne i pewne skoki.
-Hahaha na nim to chyba nie robi wrażenia.-zaśmiał się John- Podnosić?
Skinęłam do niego głową, przechodząc do stępa. Kiedy szereg był już ustawiony z 5 stacjonat i ostatniego oksera zakłusowałam, zagalopowałam i najechałam. Obelix był zachwycona na okserze tak zapracował zadem, że aż siodło mnie uderzyło. John wbiegł pomiędzy przeszkody podnosząc je jeszcze mocno do góry i ostatnią przeszkodę z oksera ustawiając na dublebarre'a. Przejechałam dwa razy ten szereg, z lewej i z prawej strony, czułam jak mocno wybija się zadem, nad dublebarre'm poleciał w górę jak samolot. Byłam z niego bardzo zadowolona, dałam mu długą wodzę i przegalopowałam okrążenie dla rozluźnienia, przeszłam do stępa podziękowałam Johnowi za to, że przyszedł i w spokoju stępowałam spoconego Obelixa po udanym treningu.
No i masz babo placek... rozpisałam się jak głupia... i to z początku zupełnie nie na temat...
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz